High Life: Directed by Lila Yomtoob. With Sunah Bilsted, Sharon Eisman, Max Faugno, James Ford. Half art film and half teen comedy, HIGH LIFE is a slice of life with a punk sensibility.
Claire Denis, autorka Czekolady, Białej Afryki czy Isabelle i mężczyzn, zabiera nas w kosmos. Zapowiedzi i zwiastun sugerowały mocną, bezkompromisową opowieść o ludziach zamkniętych w skrajnej i beznadziejnej sytuacji z dala od domu, stanowiącej pretekst do uwolnienia ich instynktów. Brzmi to cokolwiek oryginalnie, a nawet zaskakująco, jednak to wcale nie musi dziwić. Nie ma powodu, by wrażliwa francuska reżyserka nie mogła stworzyć intrygującej opowieści opartej na ludzkich charakterach i dramatach w niepokojącej scenerii statku kosmicznego, na którym umieści doborową obsadę z Robertem Pattinsonem i Juliette Binoche na czele. Tak przynajmniej wydawało mi się przed seansem High wpisyNa początku filmu poznajemy jednego z bohaterów (później otrzyma imię Monte), samotnie zajmującego się dryfującym statkiem kosmicznym i malutkim dzieckiem. Tajemnicza misja, której jest uczestnikiem, będzie główną osią fabuły, w której toku dowiemy się, jak niemowlak znalazł się lata świetlne od Ziemi i do czego zmierza statek. Jeśli dobrze odczytałem intencje reżyserki, film miał mieć trójdzielną strukturę chronologiczną, z aktami pierwszym i trzecim przedzielonymi retrospekcją objaśniającą drogę do punktu wyjścia. Nawet jeśli na potrzebę tej recenzji założymy, że nie zwróciłem uwagi na pomieszanie scen w ramach tego porządku i wrzucone ni w pięć, ni w dziesięć sekwencje z Ziemi, trzy części High Life zwyczajnie się nie spinają. Brakuje sensownego powiązania pomiędzy kameralnym portretem ojca i córki a zbiorowym studium patologii grupy w części środkowej. W efekcie film rozpada się na dwie osobne opowieści, które co gorsza nie bronią się jako samodzielne co powinno stanowić fabularne „mięso”, czyli relacje między bohaterami w ekstremalnych warunkach ekspedycji kosmicznej, jest ledwie dotknięte. Zamiast rozwinięcia tego wątku dostajemy za to mętne sugestie społecznej i moralnej dystopii (której wykwitem ma być obserwowana misja), boleśnie schematyczne rozpisanie charakterów w ramach grupy kosmonautów oraz absurdalną fiksację na seksie i rozmnażaniu. Pozwolę sobie pominąć milczeniem kwestię celu i uzasadnienia całej misji i przyczynę obecności naszych bohaterów w przestrzeni kosmicznej. Zaprzepaszczony zostaje też potencjał postaci urodzonej na statku dziewczyny, zagadkowo „ziemskiej” i zdającej się jedynie fabularnym wypełniaczem, niewnoszącym perspektywy znaturalizowania klaustrofobicznej przestrzeni statku, co byłoby czymś ciekawszym niż dalsze zgłębianie już przejrzystej psychiki głównego początku widz jest pewny co do tego, gdzie celuje Claire Denis. High Life wydaje się dość otwarcie wymierzone w rejony ambitnej, klaustrofobicznej psychodramy w kosmosie. Problem w tym, że w najmniejszym stopniu film ten nie wytrzymuje porównania z wyznaczającymi jakość w tym nurcie obrazami. Trzymając się prokreacyjnej poetyki obecnej w filmie, High Life wygląda jak wychowany przez Moon Duncana Jonesa bękart Solaris i 2001: Odysei kosmicznej. Z klasykami Andrieja Tarkowskiego i Stanleya Kubricka łączy Denis ukierunkowanie całości na psychologiczną głębię i pretekstowe potraktowanie przestrzeni kosmicznej jako sterylnego laboratorium dla eksperymentów na ludzkiej naturze. Z tym, że żaden z mistrzów nie pozwoliłby sobie na to, żeby fabuła była objaśniana łopatologicznie zza kadru przez głównego bohatera, ani na wkładanie w usta bohaterów tak groteskowych banałów, jak robi to Denis do spółki ze współscenarzystą, Jeanem-Polem Fargeau. Filozoficzna warstwa High Life jest okrutnie płytka i zamyka się w kilku bełkotliwych komunałach. Pojawiające się w filmie wątki nie są też w satysfakcjonujący sposób rozwinięte, w części nawet pozostają niedokończone lub urwane, co sprawia wrażenie narracyjnego chaosu, ale i ulgi, że oszczędzono nam kilku dodatkowych scen i drętwych linii oprzeć się wrażeniu, że zarysowawszy dość ciekawą sytuację startową, Denis niespecjalnie mogła się zdecydować, o czym jej film ma tak konkretnie opowiadać i w efekcie mówi o wszystkim i o niczym. Czarne dziury, przeludnienie, paranoje współczesności i pytanie, w jakim celu badamy kosmos, cyniczne władze, zmagania człowieka z grupą i z osamotnieniem – to wszystko jest w High Life, przy czym każdy z wątków nie został klarownie przedstawiony i domknięty, a wymienione elementy są jedynie sugestiami tego, co mogłoby być. Zresztą potencjał fabularny kończy się krótko po prologu i przez dobrą godzinę (ponad połowę) projekcji film mieli sobie już jasno określone znaczenia, aż do umownego finału, do granic przyzwoitości przewidywalnego, schematycznego i mało znaczącego w wewnętrznej logice narracji. Duet scenarzystów nie pozwala też na domysły i frapujące niejednoznaczności, wprost wykładając sensy i zawężając mocno pole do interpretacji. Przez cały seans nie dzieje się też praktycznie nic, co w jakiś sposób sproblematyzowałoby charaktery bohaterów filmu, zmieniło dynamikę ich relacji czy w ogóle posunęło ich portrety naprzód względem z góry nadanych, schematycznych ról. Owszem, pojawiają się w High Life momenty przyspieszenia, generujące pewne zmiany, jednak ze względu na brak jakiegokolwiek rozwoju postaci wydają się one arbitralnie wymuszone przez scenariusz, nie wynikają z rozwoju sytuacji i są po prostu sztuczne oraz mało nie ratują też aktorzy wcielający się w główne role, czyli Juliette Binoche i Robert Pattinson. Niezmiernie przykro było mi patrzeć na groteskowo szarżującą Binoche, wcielającą się w skrajnie przerysowaną lekarkę Dibs, deklamującą wulgarne teksty i udającą demoniczną heterę. Co prawda trudno byłoby zapewne wycisnąć z tak karykaturalnej postaci szczególnie dużo, jednak utalentowana francuska aktorka tym razem zdaje się iść na łatwiznę, nie dodając do postaci żadnych ewentualnie możliwych półcieni i niuansów. Jej wątek jest tak absurdalny, że mógłby posłużyć za koronny argument w interpretacji High Life jako ambitnego pastiszu. Problem w tym, że taki wydźwięk nie wydaje się umocowany jakkolwiek w pozostałych elementach filmu, niezdradzających oznak ironii względem opowiadanej historii. Takiego potknięcia nie zalicza Pattinson, ale jego występu też nie zaliczyłbym do udanych. Amerykański aktor, od kilku lat budujący konsekwentnie ciekawą filmografię z intrygującymi rolami ( Dzieciństwo wodza, Good Time), tym razem wypada raczej blado. Nie jest to co prawda blamaż, a uczciwie trzeba przyznać, że scenariusz nie dawał mu specjalnego pola do popisu, jednak co najbardziej niepokojące, poszukujący dotąd Pattinson wydaje się w High Life zasklepiać w wypracowanych dotąd manieryzmach i ulokowaniu środka ciężkości swojego warsztatu w surowej tym tle pozytywnie wyróżniają się jednie małe role demonicznie chudej i świdrującej spojrzeniem Agaty Buzek oraz aroganckiej i gwałtownej Mii Goth, które tworzą zapadające w pamięć i wiarygodne postaci. Ta dwójka wskazuje, gdzie leżał potencjał filmu Denis – w wyrazistych, niejednoznacznych i pełnokrwistych osobowościach wrzuconych w nieprzyjazną sytuację. Niestety Buzek i Goth gubią się na drugim planie, będąc tłem dla nieciekawych głównych bohaterów. Atutami filmu są też eleganckie kadry Yoricka Le Saux (Basen, Tylko kochankowie przeżyją) i świetna ścieżka dźwiękowa Stuarta A. Staplesa. To jednak w zasadzie wszystko, jeśli chodzi o pozytywy, i za mało, by przykryć rozczarowanie takim, a nie innym potraktowaniem tematu, i treściową pustkę High dzieło Denis (po raz pierwszy piszącej scenariusz po angielsku – czy to przyczyna zaskakująco mdłych kwestii wypowiadanych przez postacie?) jest irytujące, nudne i męczące. Klimat, który wytwarza intrygujące otwarcie, działa paradoksalnie na niekorzyść całości – przez niego wzmaga się poczucie rozczarowania, gdy szybko uleci i pozostawi nas z bezdusznymi, grubo i niechlujnie nakreślonymi kalkami. Warstwa wizualna nie pozwala na poddanie się wizyjności, a śledzenie rozwoju fabuły nie przynosi specjalnej korzyści ani przyjemności. Pozbawiona nerwu narracja dryfuje niczym pokazywany statek i nie zmierza w żadnym konkretnym kierunku, a toporne próby dodania całości jakiejś głębi raczej śmieszą, niż ciekawią. High Life mógł być współczesną polemiką z mistrzami, frapującą epopeją science fiction lub przynajmniej rzetelnym dramatem przygodowym. Nie jest jednak żadnym z nich. Denis miała dolecieć do Jowisza i dalej, a tymczasem nie udało jej się doskoczyć nawet do księżyca.#51 najgorszy z 2019 roku #70 chcą obejrzeć z 2019 roku 5 Niewątpliwie High Life jest tytułem prowokującym, lecz jednocześnie na tyle rozmemłanym narracyjnie, że nieprowadzącym do żadnych wniosków. Szaty science-fiction okazały się tym razem zbyt ciężkie i przygwoździły do ziemi ledwie zarysowaną fabułę. 21 października 2018 Zobacz pełną recenzjęPełna recenzja 8 Na całe szczęście, co kilka lat ktoś, jakby przypadkiem, wydaje na świat swoje własne Moon czy High Life - umowne, wysmakowane, a w końcu głęboko człowiecze lewitowanie z samym sobą poza czasem i przestrzenią. 20 marca 2019 Zobacz pełną recenzjęPełna recenzja ? Claire Denis, zastanawia się nad naturą zła, rolą tabu i chaosem emocji. W "High Life", z Agatą Buzek w jednej z ról, elementy dystopijnego science fiction mieszają się z kinem społecznym, a body horror z erotykiem. Dla niektórych ta eklektyczna mieszanka będzie niestrawna. Innych wystrzeli w kinofilski kosmos. 16 marca 2019 Zobacz pełną recenzjęPełna recenzja 1 W całej swojej pompatyczności lub pretensjonalności, wydaje się być projektem skazanym na porażkę. Nikt chyba nie wierzył w to, że takie kino, przy europejskim budżecie i z europejską wrażliwością Denis, może się w ogóle udać. Co zresztą państwo za i przed kamerą nam udowodnili - nie udało się. 24 marca 2019 Zobacz pełną recenzjęPełna recenzja 7 Rozumiem przeciwników "High Life". Znajdą tu źle napisane dialogi, nadmierne epatowanie szokiem, masę postaci-figurantów, zbyt wielką przepaść między wstępem, rozwinięciem i zakończeniem. Jednak jako kino obrazu niesie za sobą monolity myśli, doznań, wizji... 26 października 2018 Zobacz pełną recenzjęPełna recenzja 8 Jest więc "High Life" bez dwóch zdań filmem sklejonym z fantastyczno-naukowej bazy: bogata korporacja plus wyczerpujące się ziemskie zasoby plus niewolnicza siła robocza równa się czarna dziura. Ale jest to również s-f w takim samym stopniu, w jakim były nim "Stalker" i "Solaris" Andrieja Tarkowskiego. 15 marca 2019 Zobacz pełną recenzjęPełna recenzja "High Life" łatwo przekreślić przez wymagającą formułę, nużące lub nieskładne partie, ale jest w tym filmie coś na tyle intrygującego, że nie skorzystałem z kapsuły ratunkowej. Odważni widzowie mogą zaryzykować. 15 marca 2019 Zobacz pełną recenzjęPełna recenzja Naczelnym problemem "High Life" jest bowiem nieumiejętność wzbudzenia pozytywnych emocji. Kolejne obrazy budzą niechęć, bohaterowie pozostają odlegli. Wychodzenie części widowni z kina nie powinno zatem dziwić, ale jeśli lubicie niebanalne, artystyczne wyzwania, warto wystawić na próbę również własną cierpliwość. 23 października 2018 Zobacz pełną recenzjęPełna recenzja 8 "High Life" jest czymś w rodzaju egzystencjalnego studium, w którym od filozoficznych kwestii ważniejsze okazują się nagie emocje i fizyczny konkret. Patrzcie i drżyjcie, na zmianę zszokowani i wzruszeni - oto ludzkie życie w swoich najbardziej intensywnych przejawach. 15 marca 2019 Zobacz pełną recenzjęPełna recenzja 5 Ten film to intelektualna masturbacja. Po pięknych, dotykających trzewi pierwszych 30 minutach, dostajemy pseudoartystyczną wydmuszkę, której nie ratuje w sumie dobre zakończenie. „Solaris” to nie jest, chociaż czuć inspiracje. Poza tym nie mam nic przeciwko pokazywaniu na ekranie płynów ustrojowych, lecz nie w takiej kompozycji.. Pattinson broni się aktorsko, a Binoche przejdzie do historii kina ze swoją epicką sceną self-pleasuringu. Na AFF sporo osób nie dotrwało do końca seansu. 27 października 2018 2 boli was wielki Pattinson, Claire Denis i zajebiscie udana odyseja spermiczna??? niech boli dalej, ten film jest wspaniały! 29 grudnia 2019 4 Pierwsze 30 min dają nadzieję na intrygujące, metafizyczne, niezależne kino. Później jednak zamienia się w cringową Seksmisję, udającą coś poważnego. Scenariuszowy bełkot. Ale przynajmniej jest czasem na czym zawiesić oko. 20 października 2019 7 WFF: Gęste, przytłaczające przeżycie. Kino obrazu wychodzące z absurdalnych założeń, by prowadzić do uniwersalnych wniosków. Głównie zachwyca, czasami szwankuje 20 października 2018 5 Z dużej chmury mały deszcz. Świetny zamysł i duże ambicje, ale na tym się kończy. 28 kwietnia 2019 7 Jest w tym filmie wszystko, co odzwierciedla sens lub bezsens, cel lub bezcelowość naszego życia Nieprzyjemnie się go ogląda, ale intryguje i ukrywa wiele pytań 11 października 2019 9 Próba zachowania człowieczeństwa w opozycji do poddawania się popędom. Film - doświadczenie, w którym widz dryfuje wraz z bohaterami w bezgranicznej pustce. 16 września 2019 5 Ten film to intelektualna masturbacja. Po pięknych, dotykających trzewi pierwszych 30 minutach, dostajemy pseudoartystyczną wydmuszkę, której nie ratuje w sumie dobre zakończenie. „Solaris” to nie jest, chociaż czuć inspiracje. Poza tym nie mam nic przeciwko pokazywaniu na ekranie płynów ustrojowych, lecz nie w takiej kompozycji.. Pattinson broni się aktorsko, a Binoche przejdzie do historii kina ze swoją epicką sceną self-pleasuringu. Na AFF sporo osób nie dotrwało do końca seansu. 27 października 2018 2 0 Gdybym musiał kopić bilet na ten film (dostałem wejściówkę) to byłyby to stracone pieniądze. Strasznie nudna fabuła, miejscami czysta abstrakcja. Nie polecam. 14 marca 2019 1 4 Nie zaangażowała mnie ta historia, nie wciągnęły dialogi, tylko hipnotyzującd obrazy pozostają w pamięci na dłużej. 21 marca 2019 1
xL2JrL.